Pies idealny

by Sonia

4 lata temu do naszego życia wturlała się czarna, puchata kula futra. Wturlała się z wielkim impetem i wywróciła naszą codzienność do góry nogami. 

Zanim zdecydowaliśmy się na powiększenie rodziny o cztery łapy, miałam w głowie konkretny plan na nasze ludzko-piesełowe życie. Zaopatrzyłam się w sterty książek na temat psiej natury i wychowania. Czytałam blogi, oglądałam filmy, rozmawiałam ze znajomymi behawiorystami. 

Oczami wyobraźni widziałam mojego super-idealnego psa, którego nauczę wszystkiego. Hipsterski pierwiastek mojej duszy snuł marzenia o wspólnych wypadach do trójmiejskich knajp. Zwiedzaniu ze smyczą europejskich miast. Zabieraniu pieseła do pracy i na wyjazdy szkoleniowe. 

Wszystko będzie idealnie. Tak jak chcę. Jarałam się na maksa. 

O naiwna ja 😀 Szybko miałam się przekonać, że Chilka miała zupełnie inny plan na nasze wspólne życie. 

Jako potomkini wiejskich burków nie czuła się dobrze otoczona betonem, hałasem, pędzącymi hulajnogami i biegajacymi dziećmi. Miała w sobie głęboko zakorzenione instynkty pogoni, stróżowania, ujadania na wszelki wypadek i bronienia. Dodaj do tego cały stos lęków i waleczne serduszko. Otrzymasz małą wojowniczkę, która w obawie o swoje życie chce unicestwić wszystko i wszystkich. 

Mimo intensywnej pracy, większość książkowych metod zupełnie nie trafiła do Chili. Trudno wygrać z instynktem za pomocą smaczków. Zrobiła ogromne postępy, ale w głębi swojej psiej duszy na zawsze pozostanie stróżującą wieśniaczką, która utkwiła w mieście. 

Mój plan na idealne życie z idealnym psem rozsypał się na milion kawałków. Czy było warto? Co by było gdybyśmy 4 lata temu nie adoptowali Chili? 

Pewnie nie zyskałabym największej miłości mojego życia, która jak tylko otwieram rano oczy, dygocze cała ze szczęścia. Cieszy się od czubka nosa po wierzchołek swojego zawiniętego ogona. Podbiega z impetem do łóżka i daje mi nosem mokrego buziaka. 

Kiedy wracam do domu i otwieram drzwi, pierwsze co widzę to czysta radość i miłość. Trzęsie się całej jej drobne ciałko. Mamy swoje rytuały i zabawy. Nasze długie spacery bez celu, kiedy Chili ma pełną wolność i może pędzić po łące i wąchać cały świat. Ja mam swoją porcję ruchu, ciszy i odcięcia od telefonu. Całkowitego relaksu i skupienia. 

Uwielbiam się do niej przytulać. Wkładać nos w jej futro i powoli wdychać jej zapach. Kłaść się pod kocem w oczekiwaniu, kiedy wturla się obok, żeby ogrzać mnie swoim ciepłem. Mamy cudowną relację i więź. I wiem, że ona też to czuje. Widzę to w jej błyszczących, czarnych oczach, kiedy przybiega i wpatruje się we mnie. 

Rozumie i reaguje na moje gesty, słowa, nastroje. I nie są to tylko wyuczone komendy. To mądry, wrażliwy, czujący mały organizm i nie potrzebuję żadnego podręcznika, żeby być o tym przekonana. 

Od 4 lat, dzięki Chili, codziennie uczę się czegoś nowego. Nauczyłam się jak odpuszczać i z większym luzem podchodzić do tego, co przynosi mi los. Całkowicie zmieniliśmy swój styl życia i skupiliśmy na tym, co dla nas naprawdę ważne. Wakacje spędzamy razem, ale raczej w naturze z pizzą na wynos zjedzoną gdzieś na kocu. Z dala od ludzi i hałasu. 

I wiesz co? Odkryłam, że to jest super. Że wcale nie mam już ochoty na urlop w upalnej Sewilli albo Rzymie i maraton przez muzea. Cudownie czuję się wędrując w luźnym dresie po Beskidach. Poza sezonem, ze smyczą w dłoni i saszetką smaczków przypiętą do spodni. Czasem nawet udaje nam się zjeść frytki w pustym, górskim schronisku. 

Przez te cztery lata odkryłam wiele magicznych miejsc, które dają mi prawdziwy oddech i odpoczynek od codziennego natłoku dźwięków, informacji, tłumów. 

Chili dała mi lekcję ogromnej cierpliwości. Godzenia się z tym, że czasem nie jest tak jak sobie zaplanuję i że nie na wszystko mam wpływ. Mam teraz większy luz z życiem i nie muszę wszystkiego kontrolować. Nauczyła mnie polegania na swoimi instynkcie i ufania sobie, a nie tylko fachowej wiedzy z książek i radom specjalistów. 

Tego, żeby ignorować durne komentarze innych i nie przejmować się ludźmi i ich opiniami. To mistrzyni mindfulness. Codziennie uczy mnie, żeby całą sobą być tu i teraz. Kiedy śpi, to śpi i jest w pełnym relaksie. Kiedy biega po łące jest całkowicie skupiona na zabawie i węszeniu.

Jest asertywna, mocno pokazuje gdzie są jej granice i potrafi zadbać o swoje potrzeby. To dla mnie najtrudniejsza lekcja. Nie próbuj wybudzić jej, bo akurat masz ochotę pogłaskać pieska. 

Od zawsze mam w sobie dużo empatii dla zwierząt, ale Chili pokazała mi zupełnie nowe obszary zwierzęcej natury. Nauczyła jeszcze większej wrażliwości i uważności na wszystko co żyje. Nieważne czy to pies, człowiek, krowa czy papuga. Wszyscy funkcjonujemy podobnie. Jako odrębne, żywe istoty, które mają cały wachlarz emocji i potrzeb.  Wystarczy przystanąć na chwilę, uważnie się przyjrzeć i chcieć to zobaczyć.

Może Ci się spodobać

2 komentarze

Łobodson 13 stycznia, 2023 - 12:43 pm

Cudna Chilli! Muszę ją w końcu poznać. Mam nadzieję, że mnie polubi i kiedyś wybierzemy się wszystkie razem na spacer! 🙂

Odpowiedz
Sonia 13 stycznia, 2023 - 3:29 pm

Koniecznie! Jak to możliwe, że jeszcze się nie znacie?!

Odpowiedz

Zostaw komentarz