Dzisiaj trochę inny tekst, ale bardzo roślinny. Jego autorką jest moja przyjaciółka Kamila Kamińska. Kamila została wegetarianką ponad 20 lat temu. Na sklepowych półkach leżał wtedy pasztet sojowy firmy Sante i kostka sojowa z którą nie bardzo było wiadomo co zrobić. Paradoksalnie brak dostępu do roślinnych produktów, przepisów czy knajp nie był największym problemem.
A co nim było?
Przeczytaj tekst Kamili.

Mała K. lat 4
– Mamoooo, a z czego jest ten koklet?
– koTlet!
– A z czego?
– Codziennie to samo….Zzzz hipopotama.
– Cooooo?
– Żartuję, z żyrafy. Jedz i nie wydziwiaj proszę, inaczej się spóźnimy.
– Nie zjem żyrafy.
– Jedz, bo będziesz głodna. Ręce opadają.
Na to wbiega do kuchni, mój wówczas 10 letni brat krzycząc:
– Ze świnki, kwi kwi, kotlet jest z prosiaczka!
Palcem wskazującym unosi czubek nosa obnażając średniej czystości nozdrza.
– Kwi, kwiiiiiiii!
– Aaaaaaaa mammoooooo, nie chcę jeść prosiaczkaaaaaa
Zanoszę się łzami, co ratuje mnie przed dokończeniem obiadu.
***
Mała K. lat 5
Dzieci w pośpiechu dosuwają krzesełka i w małe rączki łapią sztućce. Panie nauczycielki krążą między stolikami co i rusz poprawiając jeszcze nieporadny chwyt drobnych łapek. Siedzę obok Krzysia, z którym mamy ustalony system znaków, aby bezgłośnie wymieniać się jedzeniem. Cichaczem turlam mieloną kulę z przyprawami na jego talerz, w zamian otrzymując zasmażane buraczki <3 Pani Maryla obraca się nagle patrząc mi prosto w oczy i krzyczy:
– Widziałam to! Krzysiu oddaj klopsika!
– Nie mogę, już go polizałem. (uff…)
– Zatem oboje nie dostajecie deseru!
***
Mała K. lat 7
– Tato, co to wegetarianin?
– A skąd znasz takie słowo?
– Spotkałam dziewczynkę, która mówi, że jest wegetarianką.
– Nie zaprzątaj sobie tym głowy, pewnie ma jakieś uczulenie.
– …. (?) … acha
***
Ciut starsza K. lat 12
– Mamo, nie nakładaj mi kurczaka, zjem ryż i surówkę.
– Mam dosyć tych fanaberii, dla kogo ja gotuję, nikt tego nie docenia, najlepiej powietrzem żyć!
– Surówka jest pycha. Dziękuję.
Mama żachnęła się i wyszła.
***
Dojrzewająca K. lat 13
– Wiedzieliście z czego są parówki i pozwoliliście nam je jeść?
Mama zirytowana milczy, a brat kręci fisia przy skroni.
– Gałki oczne, wymiona, skóra, tłuszcz, ścięgna, zaraz puszczę pawia!
– Wyłączę Ci ten Internet. Miał być do nauki!
– Żartujesz?! Widziałam tyle ważnych treści, doczytałam co nieco i żeby było jasne- ostatni rok mocno ograniczałam mięso, ale teraz już nie tknę wcale.
– Akurat! Ja nie będę gotować na dwa gary! (mama zaraz sama się zagotuje)
– Nie musisz, sama będę gotować.
– Phi, akurat! Poczekaj co tata powie jak przyjedzie.
Kolejne dni atmosfera w domu jest zimna jak nóżki w galarecie. Lodówka dziwnym trafem zaopatrywana jest w różowiutkie wędliny, pęta kiełbas, śledziowe koreczki, kości na zupę i całego kurczaka. Nikt nie dokupił warzyw, czy owoców, które szybko spałaszowałam. Zaczynam pojmować zasady tej gry. Na szczęście mam jeszcze kieszonkowe, którym szastam w warzywniaku niczym córka Kulczyka. Ha! W supersamie znalazłam jakieś suchary sojowe, z których można zrobić schabowego. Przyznaję choć niechętnie, że pierwsze próby są dosyć nieudolne. Widzę kpiący wyraz twarzy mojego brata zajadającego ze smakiem mięsny obiad.
Po wielu tygodniach batalii tata przypływa z rejsu. Zawieram z nim i mama umowę- oni są moimi warzywnymi sponsorami, a kieszonkowe mogą przeznaczyć na rozrywki. Gotuję sama. Raz do roku badam morfologię i żelazo dla spokoju ich sumienia.
***
K. lat 16
– Babciu, nic nie zjem, dziękuję.
– Zjesz, zjesz, specjalnie na zakupy poszłam. Kanapki z szyneczką ci zrobię. Z hali, świeżutka.
– Babciuuuu od 3 lat nie jem mięsa…
– Szynka to nie mięso! (szloch i rozpacz niosły się echem latami)

K. lat 20
Studniówki, wesela, stypy i inne imprezy bogate w kolorowe stoły to niekończące się dywagacje samozwańczych dietetyków, lekarzy i trenerów. Na mój półmisek trafiają surówki współbiesiadników, żeby ich „króliczek”, ich uparta „kózka” nie piła na pusto. Oponuję, ale oni wiedzą lepiej. Czuję się jak smutny hipopotam w zoo, któremu ktoś w łeb przywalił arbuzem.
***
K. lat 25
Jestem wegetarianką od 12 lat. Na obiad w domu rodzinnym zawsze jest dodatkowa porcja mięsa dla zbłąkanego wędrowca- dla mnie.
– Jeszcze ci ta moda nie minęła?
***
K. lat 28
Odezwała się do mnie na Facebooku dziewczyna, z którą chodziłam do przedszkola. Pamiętała mój handel pulpetami. Na informację, że ostatecznie zostałam wegetarianką pyta „Nie boisz się, że umrzesz?”
***
K. lat 31
Jestem w pierwszej ciąży. Nie mówię ani lekarzowi, ani położnej, że nie jem mięsa. Głową muru nie przebijesz. Dieta wege w szpitalu to jakieś nieporozumienie.
***
K. lat 32
Wbrew przewidywaniom znawców rodzę nie kabaczka, a zdrowego syna. Eliminując nabiał przy karmieniu (co niczego nie wnosi w temperamentność juniora) przekonuję się, że jednak bez sera życie też jest fajne. Całkowicie odstawiam jajka i znacznie ograniczam nabiał.
***
K. lat 34
Rodzę drugie dziecko. Nabieram odwagi do śmiałych dyskusji z położnymi i lekarzami. Dieta matki karmiącej nie ma poparcia naukowego.
***
K. lat 35
Gdy moje dzieci jedzą frytki lub łypią okiem na Kinderka nikogo to nie dziwi, nikt nie podważa moich kompetencji i ich zdrowia. Gdy pałaszują kiełki i tofu jestem pod ostrzałem spojrzeń. Okrzepłam
w walce- to już tylko ciche spojrzenia.
***
K. lat 36
Czteroletni Jurek pyta mnie, czy może nie jeść ryby z tatą. Woli moje sojowe. Na pytanie czemu, opowiada, że kocha ryby i mu smutno, gdy je zjada.
Rozmawiamy nt. różnorodności na świecie, kultury, której częścią jest kuchnia.
Nie mam pretensji, gdy zje mięsny posiłek, ale cieszy mnie, gdy zajada wegańskie parówki czy falafelki z bobu.
***
Mam za to marzenie, że moje dzieci dorosną i będą podejmować swoje decyzje z odwagą, a ja je uszanuję.
Teskt powstał w ramach Klubu Otwartej Szuflady prowadzonego przez Aleks Makulską (mega polceam jeśli lubisz pisać https://aleksandramakulska.pl/
Tekst można też przeczytać na stronie klubu https://klubotwartejszuflady.pl/kamila/zjedz-miesko-ziemniaczki-zostaw-z-miesnego-pamietnika-malego-rzeznika/